Sunday, August 26, 2007

Nadchodzi koniec niskich marż na kredyty

W ciągu trzech ostatnich lat banki aż o połowę obniżyły swoje marże na kredyty hipoteczne, ale już w ostatnim roku marże spadły tylko symbolicznie. Czy bankowcy na dobre stracili chęć do konkurowania niską ceną kredytów?

Kredyty hipoteczne są oczkiem w głowach bankowców i jednym z najważniejszych źródeł ich rekordowych zysków. Z kwoty 100 mld zł, o którą wzrosło w ciągu ostatnich trzech lat nasze zadłużenie, więcej niż dwie trzecie pożyczyliśmy pod hipotekę. Z danych Związku Banków Polskich wynika, że tylko w pierwszych pięciu miesiącach tego roku banki udzieliły nam kredytów mieszkaniowych za 22 mld zł. Do końca roku może to być 52-54 mld zł.

Bankowcy godzą się na coraz mniejszy zarobek na pojedynczym kredycie, by tylko podebrać klientów konkurencji. Z analizy, którą wykonała dla "Gazety" sieć doradców finansowych Open Finance, wynika, że w ciągu ostatnich trzech lat przeciętne marże banków - czyli kluczowe dla kosztów kredytu dodatkowe oprocentowanie powyżej ceny pieniądza na rynku (tzw. stawki WIBOR czy LIBOR) - spadły prawie o połowę! To efekt miażdżącej konkurencji między bankami i wchodzenia na rynek nowych graczy (np. Santandera czy Polbanku).

Banki o połowę przycięły swój zarobek

Jak to wygląda u największych kredytodawców? W Banku Millennium jeszcze w połowie 2004 r. średnia marża na kredyty w złotych wynosiła 2 pkt proc. Dziś jest to już tylko 1,2 pkt proc. W PKO BP oraz w BPH w tym samym okresie bankowy zarobek spadł z 1,9 do 1,3-1,2 pkt proc. Jeszcze bardziej ograniczyły swe marże mniejsze banki. Fortis zjechał o połowę - do 1 pkt proc. - Kredyt Bank zaś nawet o więcej - do 0,9 pkt proc.

Spadek marż to bardzo dobra wiadomość dla osób, które planują w najbliższym czasie zaciągnięcie kredytu na zakup mieszkania lub budowę domu. Czy w najbliższej przyszłości mogą one liczyć na jeszcze lepsze warunki w bankach? Mariusz Grendowicz, ekspert bankowy, do niedawna członek zarządu banku BPH, twierdzi, że taniej już nie będzie.

Banki nie mogą dalej obniżać marż, bo przy niższym zarobku nie byłyby w stanie zgromadzić niezbędnych rezerw na wypadek kłopotów ze spłatą pewnej części kredytów. - Polskie marże są już bardzo niskie, jeśli porównamy je z tymi, które są w Europie czy USA. W niektórych krajach są często nawet dwa raz wyższe niż u nas - mówi Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl.

To, że banki nie chcą obniżać marż, widać w statystykach. W niektórych dużych bankach udzielających kredytów hipotecznych w ostatnim roku marże jeszcze spadały, ale już tylko symbolicznie. W PKO BP od lata 2006 r. marże obniżyły się średnio o 0,1 pkt proc., ale już w BPH, Fortisie czy Kredyt Banku nie drgnęły ani na jotę. A w Banku Millennium nawet nieznacznie wzrosły!

Kredyty we frankach niekoniecznie z niższą marżą

Bankowcy dla odmiany zaczęli ostatnio szukać furtek na dodatkowy zarobek w formie dodatkowych prowizji (np. składek ubezpieczeniowych) i na wyścigi wydłużać maksymalne okresy kredytowania. Jeszcze dwa lata temu nie można było zadłużyć się na więcej niż 25 lat, dziś niektóre banki pożyczają już na pół wieku. To nowe pomysły na zdobycie klientów, które mają zastąpić niższy koszt kredytu. Zwłaszcza w obliczu ostatnich wzrostów stóp procentowych, które spowodowały, że w górę poszły stawki WIBOR i LIBOR, czyli główny - obok marży banku - składnik oprocentowania kredytów.

A co z nadziejami na niższe marże dla nowych kredytobiorców w przypadku kredytów we frankach szwajcarskich? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tu banki mają jeszcze pole do popisu, bo w tych największych marże wynoszą dziś 1,5-1,7 pkt proc. To prawie dwa razy tyle, ile wynosi zarobek banków na kredytach złotowych!

W poprzednich latach rosnąca konkurencja nie omijała kredytów we frankach. Z danych Open Finance wynika, że jeszcze trzy lata temu w Banku Millennium, PKO BP czy BPH średnia marża wynosiła 2,7-3,1 pkt proc. Od ubiegłorocznego lata w PKO BP oraz w Kredyt Banku spadła o 0,6 pkt proc. Ale już w BGŻ, BPH czy Banku Millennium nie zmieniła się lub nawet nieco poszła w górę!

Zdaniem Mariusza Grendowicza także w przypadku marż na kredyty we frankach szwajcarskich nie można się łudzić, że jeszcze pójdą w dół, bo półtoraprocentowa marża musi pokryć nie tylko ryzyko niewypłacalności niektórych klientów, ale też ryzyko niekorzystnych zmian kursów walut.

Marże kredytowe pójdą w górę?

Jeśli spadek ochoty banków do ograniczania swoich marż będzie trwały, to - w połączeniu ze wzrostem stawek WIBOR i LIBOR - czeka nas era droższych kredytów hipotecznych. Michał Macierzyński z Bankiera.pl pociesza, że konkurencja na rynku bankowym raczej nie pozwoli na ich podwyższanie już teraz.

- Ale może to nastąpić około roku 2009 czy 2010. Wtedy prawdopodobnie zacznie się cykl obniżek stóp procentowych w Polsce. W praktyce, zamiast oddawać różnicę klientom, banki będą chciały zwiększać swoją marżę - twierdzi analityk Bankiera.

Jego zdaniem taka sama sytuacja może dotyczyć kredytów walutowych, a podwyżki marż należy się spodziewać w momencie rozpoczęcia cyklu obniżek stóp procentowych w Szwajcarii.

Według Grendowicza marże zaczną rosnąć, gdy nieco przystopuje boom na szybkie kredyty gotówkowe. - Dziś banki mogą sobie pozwolić na nieco niższy zarobek na kredytach hipotecznych, bo mają w odwodzie wysokodochodową "szybką gotówkę". Ale nie zawsze tak będzie, bo kredyty gotówkowe są bardzo wrażliwe na koniunkturę w gospodarce - dodaje Grendowicz.

- Na wzrost marż bankowych może też wpłynąć ewentualny kryzys lub korekta na rynku mieszkaniowym w Polsce - zastrzega Macierzyński. Wtedy banki, obawiając się kłopotów ze spłatą części kredytów, stałyby się ostrożniejsze w udzielaniu nowych pożyczek.

Dobry czas na renegocjowanie "starych" kredytów

To, jak dziś kształtują się marże banków udzielających kredytów hipotecznych i czy w przyszłości one wzrosną, interesuje głównie nowych kredytobiorców. Ci, którzy wzięli kredyt już jakiś czas temu, i tak mają w umowach kredytowych zapisaną inną marżę. Często dużo wyższą niż ta, którą banki proponują obecnym kredytobiorcom.

Zdaniem Aleksandry Łukasiewicz z Open Finance posiadacze "starych" kredytów powinni wykorzystać okres niskich marż i wyjątkowo mocnej konkurencji między bankami do sprawdzenia warunków zawartych w swoich umowach. I ewentualnej ich renegocjacji.

Jest o co walczyć, bo jeśli ktoś trzy lata temu zaciągał kredyt we frankach szwajcarskich z marżą powyżej 2,5 proc., to obecnie - biorąc pod uwagę wzrost wartości nieruchomości - mógłby zadłużyć się, uzyskując marżę na poziomie ok. 1,2-1,4 proc. Ta różnica przekładałaby się na niższą ratę nawet o 10-15 proc.

Tyle że żaden bank nie obniży marży "starego" kredytu do poziomu takiego, jaki proponuje nowym klientom. Bankowcy wiedzą, że koszt przenoszenia kredytu do innego banku (zwłaszcza kredytu we frankach, gdy klient dostaje po kieszeni na różnicach kursowych) jest wysoki. Nawet jeśli nowy bank zaproponuje marżę niższą np. o 0,2-0,3 pkt proc., to koszty nieprędko się zwrócą.

Ale mając w umowie marżę np. dwa razy wyższą od tej, którą dziś oferują banki, zawsze warto negocjować. - Zdecydowanie większe szanse na obniżenie marży mają klienci regularnie spłacający raty. Większe pole do negocjacji mają też klienci, którzy korzystają z szeregu innych produktów banku, zwłaszcza jeśli przelewają na prowadzone w banku konto swoje zarobki i dokonują transakcji kartą kredytową - mówi Aleksandra Łukasiewicz. Przeniesienie kredytu do innego banku to ostateczność. Z wyliczeń Open Finance wynika, że może się opłacić, gdy oprocentowanie (LIBOR plus marża banku) u nowego kredytodawcy byłaby niższa o 0,8-0,9 pkt proc.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Sunday, August 5, 2007

Banki prowadzą prawie 18 mln rachunków osobistych

Z danych Bankier.pl wynika, że największe banki prowadzą blisko 18 milionów rachunków osobistych. Równocześnie coraz wyraźniej widać, że Polacy coraz rzadziej zakładają nowe konta. W pierwszym kwartale tego roku liczba rachunków prowadzona przez największe instytucje finansowe w Polsce wzrosła zaledwie o niecałe 1,3 procenta! To niepokojąca tendencja, która w przyszłości może mieć negatywny wpływ na rozwój gospodarczy naszego kraju.

Chociaż trudno jeszcze mówić o kryzysie, to jednak już od dłuższego czasu przyrost nowych rachunków w największych bankach komercyjnych jest bardzo mały. Sytuację częściowo ratują banki spółdzielcze i SKOK-i. Prawda jest jednak taka, że klienci w mniejszych miastach i na wsiach nie potrzebują rachunku i wystarcza im jedynie założenie lokaty, czy zaciągniecie kredytu. Potwierdza to fakt, że SKOK-i ze swoją 1,6 milionową bazą członków, prowadzą jedynie 325 tysięcy klasycznych kont osobistych. Nieco inna sytuacja ma miejsce w Bankach Spółdzielczych. W ich przypadku nie ma żadnych wiarygodnych danych na temat liczby prowadzonych rachunków. Okazuje się, że w Polsce nikt nie prowadzi tego rodzaju statystyk. Już sam ten fakt pokazuje, jak bardzo polska bankowość spółdzielcza odstaje od przyjętych na rynku standardów informacyjnych.

Z usług banków korzysta niecałe 70 procent Polaków. Liczba posiadaczy ROR jest jednak mniejsza i wynosi ok. 60 procent. Niepokojące jest jednak to, że liczba osób będących poza zasięgiem systemu bankowego jest dość stała. Może to oznaczać, że uzyskanie poziomu ubankowienia krajów bardziej rozwiniętych jest w najbliższych latach niemożliwe i bez pomocy państwa będzie możliwe tylko i wyłącznie poprzez zmianę pokoleniową!

Najwięcej graczem na rynku jest PKO BP. Razem z internetowymi kontami Inteligo prowadzi ponad 6,12 mln rachunków. Jego pozycji nie zagrozi nawet przyszła fuzja Pekao SA i Banku BPH. Na drugim miejscu od lat pozostaje Pekao SA, który po połączeniu z trzecim BPH może prowadzić nawet 3,2 mln kont osobistych. Te dwie instytucje będą zatem w najbliższym czasie poza zasięgiem konkurentów. Znacznie ciekawiej wygląda walka o przyszłe trzecie, a obecnie czwarte miejsce. W tym momencie zajmuje je BZ WBK z wynikiem 1,13 mln kont. Wynik ten byłby już jednak inny, jeśli zsumować liczbę rachunków prowadzonych przez detaliczne instytucje BRE Banku, czyli mBank i MultiBank. Gdyby to zrobić, okazałoby się, że ta instytucja wdarłaby się na podium w ciągu niecałych siedmiu lat. Oczywiście, jeśli tylko założyć, że wszystkie prowadzone przez mBank rachunki są aktywne. Już od dawna problem ten jest podnoszony przez wielu analityków. Wiadomo bowiem, że na przykład takie banki jak Pekao SA, BZ WBK czy ING BSK systematycznie pozbywają się martwych rachunków, co ma potem wpływ na pozycję tych instytucji. Jak ważny jest to problem obrazuje sytuacja w Banku BISE czy Invest-Banku. W tym pierwszym, w wyniku przeglądu związanego ze sprzedażą tego banku ubyło ponad 40 proc. rachunków! W Invest-Banku było to ponad 13 proc. Można przyjąć, że problem martwych kont dotyczy tak naprawdę sporej części polskich banków, a co za tym idzie faktyczna liczba prowadzonych rachunków jest znacznie niższa, tym bardziej że część klientów może posiadać konto osobiste w więcej niż jednym banku. Dlatego należy się spodziewać, że w najbliższym czasie raczej nie uda się pokonać bariery 20 milionów rachunków osobistych.

Komentarz Michała Macierzyńskiego, analityka Bankier.pl

Patrząc na rodzimy rynek wyraźnie widać, że następuje szybka zmiana strategii banków, dostosowująca je do obecnej sytuacji. Część banków przestaje zachęcać do zakładania rachunków osobistych, a woli skupić się na udzielaniu kredytów gotówkowych i wydawaniu kart kredytowych. Consumer finance jest znacznie łatwiejszym i szybszym sposobem na zarabianie pieniędzy, w odróżnieniu od mozolnego budowanie kosztownych sieci oddziałów i bankomatów. Zamiast tego powstają placówki partnerskie, czy małe centra kredytowe. Nawet jeśli poszczególne banki intensywnie rozwijają sieć dystrybucji, to przede wszystkim po to, żeby sprzedawać produkty przynoszące wysokie marże. Nacisk na zdobywanie nowych rachunków jest już znacznie mniejszy. Inną sprawą jest to, że rynek po prostu w wielu segmentach się nasycił. Istniejący potencjał w postaci 40 procent Polaków bez rachunku bankowego jest w coraz większym stopniu iluzoryczny. Osoby te znacznie łatwiej namówić do zaciągnięcia kredytu gotówkowego, a nawet wyrobienia karty kredytowej, niż do założenia RORu. Inaczej nie można wytłumaczyć tak niskiej dynamiki wzrostu liczby konto osobistych, przy jednoczesnym niebywale bujnym rozwoju rynku consumer finance. Całej sytuacji nie pomaga też niechęć polityków do sektora bankowego. Jeśli kilka lat temu głównym powodem ich ataków było ich zdaniem zbyt małe zaangażowanie banków w udzielania kredytów rodzimym firmom, to od mniej więcej dwóch lat są to bardzo wysokie ceny usług bankowych, w tym również opłat za prowadzenie rachunków. Takie proste przedstawianie sprawy powoduje, że osoby, które nie mają konta bankowego utwierdzają się w przekonaniu, że nie jest im ono w ogóle potrzebne. Równocześnie jednak klienci ci nie rezygnują często na przykład z zaciągania kredytów. Problem w tym, że takie szybkie kredyty są nawet dwu lub trzykrotnie droższe niż na przykład linia kredytowa w koncie. Trzeba też pamiętać, że za taką nieodpowiedzialną krytykę polityków, traci też państwo. Koszt obrotu gotówkowego jest około dwa razy wyższy niż obrotu bezgotówkowego. Miliony rent, emerytur i zasiłków zamiast na konto bankowe, wypłacane jest bezpośrednio gotówką w kasach i na poczcie. W wielu przypadkach opłacałoby się, żeby to nawet państwo ponosiło koszty prowadzenia rachunków, na które przelewane byłyby te środki. Taki państwowy przymus posiadania konta nie jest wcale niczym wyjątkowym, o czym świadczy wymóg jego posiadania przez rolników, którzy chcą otrzymywać dopłaty rolne z UE. Nie ma najmniejszego powodu, dlaczego tak samo nie miałoby być z innymi świadczeniami wypłacanymi przez państwo. Jeśli nawet nie na konto bankowe to chociażby na przedpłaconą kartę płatniczą. W efekcie dobrze wpłynęłoby to na wskaźnik ubankowienia w Polsce, a jednocześnie przyczyniło się do cywilizacyjnego postępu naszego kraju.


Źródło: Bankier.pl

Friday, July 27, 2007

"GP": Banki ukrywają koszty kredytów hipotecznych

Banki, reklamując kredyty hipoteczne, ukrywają istotne koszty. "Gazeta Prawna" razem z ekspertami portalu eHipoteka. com sprawdziła, jakie pułapki czekają na przyszłych kredytobiorców.
Okazuje się, że większość banków podaje na stronie informacje o najniższym, ale w praktyce nieosiągalnym oprocentowaniu. To powoduje, że oferta wydaje się atrakcyjniejsza od konkurencyjnych, a w rzeczywistości jest droższa.

"Warto zwrócić szczególną uwagę na stosowaną przez dany bank konstrukcje oprocentowania. Zwykle jest to suma stałej marży banku i zmiennej stopy referencyjnej. Może być jednak tak, że publikowane przez dany bank parametry oferty opierają się na starszym, niższym od rynkowego, poziomie stóp procentowych" - mówi Bartosz Michałek z eHipoteka.com.

Jak pisze Gazeta Prawna widoczny jest brak informowania klientów o spreadzie walutowym (różnicy między kursem kupna i sprzedaży walut, po których jest wypłacany kredyt oraz naliczane raty) stosowanym przez bank. Żaden z banków nie podaje tej informacji. Większość publikuje notowania wewnętrznych kursów walutowych, jednak nie wyjaśnia, jak to może wpłynąć na koszt kredytu. Tymczasem przy kredycie we frankach na 200 tys. zł, spłacanym przez 30 lat, i oprocentowaniu na poziomie 4 proc., najniższy stosowany przez banki 3-proc. spread przełoży się na dodatkowy koszt w wysokości 9,6 tys. zł, a jeśli wzrośnie o 2 pkt proc. łączny ukryty koszt wyniesie 16 tys. zł w całym okresie spłaty.

Część banków informuje o oprocentowaniu poprzez stosowanie stopy referencyjnej np. WIBOR 3M, reagującej z opóźnieniem na zmiany rynkowe. Większość podaje na stronie informacje o najniższym możliwym, często nieosiągalnym, oprocentowaniu. Ważniejsze jest jednak to, że często brakuje precyzyjnej informacji o tym, jak jest skonstruowane oprocentowanie i kiedy może się zmienić. Nieuczciwym chwytem marketingowym jest także informowanie o braku prowizji za udzielenie kredytu, podczas gdy w jej zastępstwie jest wymagane niepotrzebne ubezpieczenie o tym samym koszcie co prowizja.

Więcej w "Gazecie Prawnej"

Źródło: "GP"

Wednesday, May 16, 2007

Kredyt w złotówkach lepszy niż we frankach

Nadszedł najlepszy czas na zamianę kredytu z franków na złotówki. Kurs szwajcarskiej waluty spadł bowiem w ciągu ostatnich trzech lat prawie o 30 procent - podaje "Dziennik".

Po ponownym przeliczeniu na złotówki kredytu zaciągniętego we frankach, można oszczędzić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Autor artykułu wyjaśnia, że osoby, które pożyczyły w roku 2004 we frankach równowartość 300 tysięcy złotych, mogą zyskać prawie 90 tysięcy złotych. Właściciele kupionych wówczas domów jeszcze więcej - nawet pół miliona złotych.

Doradca firmy Axel & Luc Lambert wyjaśnia, że kredyty można często przewalutować za darmo w bankach, w których są zaciągnięte. Gwarantują to umowy sprzed lat, wystarczy je odnaleźć i przeczytać. Od takiego zysku nie płaci się żadnego podatku.

Istnieją jednak zagrożenia towarzyszące takiej zamianie. Autor artykułu tłumaczy, że osoby, które nie spłacą kredytu natychmiast, będą uzależnione od kondycji polskiej gospodarki. Jeżeli znacząco zwiększy sie inflacja, zwiększy się też oprocentowanie ich kredytów. W konsekwencji wzrosną im miesięczne raty. Zawsze jednak można wrócić do franków zaciągając na przykład kredyt refinansowy w konkurencyjnym banku.


źródło: Gazeta.pl

Friday, April 6, 2007

BRE rozszerzy sieć placówek korporacyjnych

BRE Bank, który w II połowie roku uruchomi w Czechach i na Słowacji usługi w modelu mBanku, liczy, że biznesy te staną się dochodowe w ciągu czterech lat. BRE w ciągu roku chce na polskim rynku otworzyć około 20 placówek korporacyjnych - poinformowali przedstawiciele banku.

- Chcemy wystartować w Czechach i na Słowacji w II półroczu - powiedział na spotkaniu z dziennikarzami Sławomir Lachowski, prezes BRE, dodając, że w przyszłym tygodniu bank wyśle notyfikację do KNB w tej sprawie.

Prezes poinformował, że w obu krajach bank chce ruszyć z pełną ofertą detaliczną.

- Wyjdziemy z pełną ofertą dla klientów indywidualnych, zarówno po stronie kredytowej, jak i depozytowej - powiedział Lachowski informując, że w ofercie będą między innymi kredyty hipoteczne.

Prezes powtórzył, że uruchomienie działalności w obu krajach nie będzie wiązało się ze znacznymi kosztami, gdyż bank chce wykorzystać istniejącą już w Polsce infrastrukturę informatyczną.

- Chcemy, by biznesy te były dochodowe w czwartym roku działalności - powiedział Lachowski.

Tomasz Bogus, dyrektor banku ds. sieci oddziałów korporacyjnych poinformował w czwartek, że w ciągu roku bank chce zwiększyć liczbę takich oddziałów w Polsce o około 20.

- Chcemy zwiększyć potencjał sprzedażowy, dlatego zdecydowaliśmy się otworzyć około 20 biur biznesowych do końca I kwartału 2008 roku - powiedział Bogus.

Nowe placówki będą mniejsze - będą zatrudniały 4-5 osób, a koszt uruchomienia jednego bank szacuje na około 150 tysięcy zł.

Dyrektor poinformował, że dzięki tym nowym placówkom bank liczy, że dynamika wzrostu liczby klientów korporacyjnych wzrośnie z 20 proc. do 30 proc.

Na koniec 2006 roku bank miał 11,4 tysięcy klientów z segmentu korporacyjnego.

mBank w połowie lutego wraz ze spółką BRE Ubezpieczenia uruchomił Supermarket Ubezpieczeń Samochodowych. Rzeczniczka spółki poinformowała w czwartek, że wartość zebranych składek do koniec marca wynosiła około 3 mln zł.

źródło: onet.pl

Wednesday, March 21, 2007

W ciągu dwóch lat co 10 Polak zmienił bank

PRZEGLĄD PRASY: Tylko co dziesiąty Polak zmienił w ostatnich dwóch latach swój bank. Wynika to z badań, jakie dla "Gazety Prawnej" przeprowadziła firma PBS DGA.

36 procent tych, którzy zmienili bank, zrobiło to z powodu zbyt wysokich opłat za korzystanie z konta. 21 procent uznało, że bank nie oferował interesujących ich usług finansowych, a 15 procent - że są źle obsługiwani. Eksperci uważają, że mobilność klientów banków będzie stopniowo rosła.

Zdaniem Błażeja Łepczyńskiego z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową ten trend widać na przykładzie odsetka osób, które przenoszą do innego banku swój kredyt hipoteczny. Można się też spodziewać, że klienci zaczną częściej przenosić także rachunek osobisty.

Na razie jednak banki nie nagradzają za lojalność. Lepsze oferty dostają nowi, a nie dotychczasowi klienci.

"Gazeta Prawna" dodaje, że przy wyborze banku Polacy kierują się przede wszystkim wysokością oprocentowania, wysokością opłat za prowadzenie rachunku oraz gwarancjami bezpieczeństwa lokat.


źródło: gazeta.pl

Friday, March 9, 2007

Przetarg dla przyjaciół w PKO BP?

Wątpliwości wokół informatyzacji PKO BP. Czy warunki wartego kilkanaście milionów złotych przetargu ustalono w taki sposób, by promować "zaprzyjaźnioną" firmę? Bank twierdzi, że wszystko jest w porządku.

Udział w informatyzacji PKO BP to marzenie dla każdej firmy z branży IT. Bank intensywnie się unowocześnia i wydaje na informatykę kilkaset milionów złotych rocznie. W listopadzie rozpisał kolejny przetarg - tym razem na dostosowanie do standardów zachodnich swego systemu oceny ryzyka kredytowego.

Startowały trzy konsorcja, ale warte kilkanaście milionów złotych zamówienie dostała firma Asseco-Softbank związana z gdyńską grupą Prokomu. Ta sama, która od lat informatyzuje PKO BP, m.in. wdraża w nim główny system informatyczny za ponad miliard złotych. Asseco-Softbank, który występował wspólnie z firmą Ernst & Young Advisory, pokonał dwa inne konsorcja - Accenture-SAP oraz Delloite-Positive-ComputerLand.

Według nieoficjalnych informacji, które dotarły do "Gazety", warunki przetargu mogły zostać ustalone w taki sposób, by ułatwić zwycięstwo "zaprzyjaźnionej" z bankiem firmie.

Zapomnieli o sprzęcie, funkcjach i referencjach?

Jak to możliwe? - Komisja przetargowa przyznawała dodatkowe punkty np. za to, że dana firma realizowała już jakieś prace informatyczne w banku. Pominięto też kilka istotnych elementów: wybierając zwycięzcę, nie uwzględniono np. kosztów sprzętu, który będzie potrzebny do obsługi systemu. Nie sprawdzono nawet, czy proponowane rozwiązania działają, bo nie było tzw. wizyt referencyjnych - opowiada jeden z naszych informatorów związany z PKO BP.

Jego zdaniem, gdyby przetarg był przeprowadzony rzetelnie, oferta Asseco-Softbank nie miałaby szans na zwycięstwo, bo oferowany przez tę firmę system (AlgoSite-Algorithmics) nie ma wystarczających referencji i brakuje mu dwóch istotnych cech. M.in. nie potrafi oszacować trwałego spadku wartości zabezpieczeń udzielonych kredytów oraz liczyć kapitału, który bank powinien odłożyć na pokrycie ryzyka związanego z danym kredytem. - Trzeba będzie napisać odpowiednie oprogramowanie, co może potrwać kilka-kilkanaście tygodni. Poza tym system potrzebuje do prawidłowego działania wyjątkowo drogiego sprzętu, który bank prawdopodobnie będzie musiał dokupić - dodaje nasze źródło.

To nie wszystko. PKO BP miał też zrezygnować z końcowego etapu postępowania przetargowego - rokowań z dwoma najwyżej ocenionymi konsorcjami. Po ujawnieniu cen oferowanych przez wszystkich startujących bank poprosił całą trójkę o przedstawienie ponownych ofert cenowych. I od razu wybrał Asseco-Softbank. Bank miał też zignorować fakt, że w składzie zwycięskiego konsorcjum jest spółka zależna Ernst&Young, audytora PKO BP.

PKO BP: przetarg był uczciwy

Poprosiliśmy zarząd banku, by odniósł się do zarzutów. "Bank wybrał ofertę najpełniej spełniającą wymagania. W przewidzianym procedurą terminie żaden z uczestniczących w przetargu oferentów nie zgłosił jakichkolwiek zastrzeżeń" - odpisał nam rzecznik PKO BP Marek Kłuciński.

Kłuciński pośrednio przyznał, że w przetargu preferowani byli dotychczasowi partnerzy banku. Uzasadnił to napiętym terminem (system musi być wdrożony do końca roku) oraz "kompleksowym zakresem zamówienia, ingerującym w aktualnie eksploatowane systemy informatyczne". Według rzecznika PKO BP nie pominięto żadnego etapu przetargu, bo odbyły się "bilateralne spotkania negocjacyjne z każdym z dostawców".

Bank potwierdził natomiast, że w przetargu nie wzięto pod uwagę kosztów sprzętu. Mimo dwukrotnego przesłania przez "Gazetę" pytań, rzecznik nie odpowiedział nam, dlaczego tak się stało. Zarząd PKO BP nie widzi też konfliktu interesów Ernst & Young. "Bank otrzymał pisemne oświadczenie od Ernst & Young Advisory, że nie występuje żadna okoliczność powodująca naruszenie zasad niezależności audytora".

Zarzut oburza też Marię Bnińską, rzeczniczkę Ernst & Young w Polsce: - W przeciwieństwie do naszej konkurencji mamy zasadę, że zanim przystąpimy do jakiegokolwiek przetargu, bardzo dokładnie sprawdzamy kwestię niezależności. Nasze wewnętrzne regulacje są o wiele bardziej restrykcyjne niż polskie prawo. W przypadku tego przetargu nie ma żadnego zagrożenia niezależności audytora - oświadczyła Bnińska.

Asseco: mamy najlepsze narzędzia

Najmniej do powiedzenia w całej sprawie ma Asseco. Czy proponowane przez firmę rozwiązanie rzeczywiście wymaga znacznie droższego sprzętu niż konkurencyjne? - Nie mogę skomentować tego stwierdzenia, gdyż nie wiem, jakimi kosztami zakupu sprzętu charakteryzowały się inne oferty - powiedziała nam Katarzyna Drewnowska, rzeczniczka firmy.

A istotne cechy, których podobno brak systemowi? - Przypomnę tylko, że zgodnie z raportem niezależnej firmy Gartner narzędzia firmy Algorithmics zostały ocenione jako światowy lider. PKO BP korzysta już z nich w obszarze ryzyka rynkowego.

Kilka dni po tym, jak przesłaliśmy do PKO BP oraz Asseco pytania w tej sprawie, zarząd PKO BP zaakceptował kontrakt ze zwycięskim konsorcjum. Zaś rzecznik banku zapewnia, że kontrakt zostanie zrealizowany w terminie, tzn. do końca roku.


źródło: Gazeta.pl

Monday, February 26, 2007

Bank ukarze klientów, którzy nie płacą kartą

Lloyds TSB, piąty bank Wielkiej Brytanii, ogłosił, że będzie obciążać klientów, którzy za mało korzystają z kart płatniczych.

Bank zawiadomił o tym w liście wysłanym do 50.000 klientów, mimo że wydając im karty płatnicze nie uprzedził o możliwości zastosowania takiej sankcji wobec osób, które uzna za zbyt oszczędne.

Klientom - poinformowano w liście - przysługuje prawo odwołania się od tej decyzji w ciągu miesiąca od otrzymaniu listu. Kto się nie odwoła, a wydał w zeszłym roku za mało - zapłaci.

Bank nie wyjaśnił, co oznacza "za mało".

W ubiegłym roku klienci Lloyds TSB wydali używając kart tego banku 2,8 miliarda funtów szterlingów, o 12 proc. więcej niż w 2005 roku.

Tygodnik "The Economist" w najnowszym numerze prognozuje, że czas papierowych pieniędzy i monet jest policzony, ponieważ zastąpią je nowe środki płatnicze.

W USA Visa i MasterCard wprowadziły już nowe karty plastikowe, których można używać do zakupów wartości poniżej 25 dolarów bez potrzeby składania podpisu i wbijania PIN-u.

W Londynie, według tygodnika, pojawią się wkrótce karty nowego typu, które będą służyć również jako bilety wielokrotnego użytku.

Jedną z korzyści z wprowadzenia kart płatniczych nowego typu będzie zmniejszenie kolejek przy kasach w supermarketach, na dworcach kolejowych itp.

źródło: Onet.pl

Wednesday, February 7, 2007

Banki: Więcej placówek - więcej kredytów

W ubiegłym roku wartość naszych kredytów w bankach wzrosła aż o 40 proc. Bankowcy przewidują ciąg dalszy boomu i na potęgę inwestują w sieci placówek udzielające szybkich kredytów konsumpcyjnych.


Wczoraj polski oddział niemieckiego Deutsche Banku ogłosił, że stworzy od podstaw nową sieć placówek pod nową marką "db kredyt". Będą się one specjalizowały w oferowaniu szybkich kredytów gotówkowych, a w przyszłości także kart kredytowych. W "db kredyt" będzie można pożyczyć już od 500 zł, a na pieniądze może liczyć nawet osoba z dochodami rzędu 350-400 zł miesięcznie. Dziś startuje 20 pierwszych placówek "db kredyt", a w ciągu najbliższego półrocza sieć ma liczyć co najmniej 60. Niemiecki gigant ma nadzieję, że w ciągu roku uda mu się pozyskać kilkadziesiąt tysięcy klientów i pożyczyć kilkaset milionów złotych.

Jednak Deutsche Bank to niejedyna instytucja finansowa kojarzona do tej pory z obsługą głównie bogatych klientów i firm, która chce zarabiać też na tych niezamożnych często potrzebujących szybkiego kredytu. Niedawno belgijska grupa Fortis kupiła kontrolny pakiet udziałów w sieci Dominet specjalizującej się w drobnych kredytach konsumpcyjnych i samochodowych. Podobną drogą poszedł Citibank, który ostro rozwija sieć placówek detalicznych pod marką CitiFinancial i planuje w tym roku otwarcie 76 jej nowych oddziałów.

Dlaczego banki budują osobne sieci i marki? Bo wiedzą, że potrzebujący szybkiego kredytu klient nie lubi szukać tradycyjnej placówki, stać w tasiemcowych kolejkach, a do tego peszą go marmury w klasycznych oddziałach. Nowe sieci nastawione na udzielanie szybkich kredytów wyróżniają się sprawną obsługą bez zbędnych formalności.

Inwestycje banków w rozbudowę sieci mają szansę się zwrócić. Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że wartość kredytów dla osób prywatnych w ciągu 2006 r. wzrosła prawie o 40 proc. - do 148,3 mld zł. Według bankowców w tym roku boom się nie skończy. Napędza go dobra koniunktura w gospodarce, która powoduje, że ludzie chętniej się zadłużają. Tym bardziej że kredyty są coraz bardziej dostępne. Z opublikowanej wczoraj kwartalnej ankiety przeprowadzonej wśród banków przez NBP wynika, że bankowcy zamierzają nadal łagodzić kryteria przyznawania kredytów. W branży finansowej wciąż rośnie konkurencja i coraz trudniej przyciągnąć klienta.

Kredyty gotówkowe na pewno pozostaną najbardziej dochodową częścią działalności banków, ale największe pieniądze Polacy wciąż pożyczać będą na mieszkania. Wartość takich kredytów wzrosła w ciągu roku o 54 proc. (w grudniu wyniosła 77,6 mld zł). Bankowcy jednak obawiają się, że nasz zapał do zaciągania kredytów pod hipotekę nieco osłabnie. Tłumaczą to rosnącymi cenami mieszkań (szybują w górę znacznie szybciej niż dochody Polaków i w największych miastach osiągnęły już zaporowe poziomy). Swoje zrobią też spodziewane podwyżki stóp procentowych w Polsce i Szwajcarii (dużo kredytów mieszkaniowych jest udzielanych we frankach).

Nawet jeśli kredyty hipoteczne nieco zwolnią, to banki odbiją to sobie, udzielając więcej tych gotówkowych i pożyczając pieniądze firmom. Kredyty dla przedsiębiorstw przeżywają właśnie renesans, co jest w dużej mierze zasługą znacznego wzrostu nakładów na inwestycje w firmach. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w zeszłym roku inwestycje firm wzrosły aż o 16,7 proc. i były finansowane głównie z kredytów. NBP wyliczył, że wartość kredytów dla przedsiębiorstw wzrosła w ciągu roku o 14,5 proc. i wyniosła w grudniu 136,5 mld zł. To miła odmiana, bo przez kilka ubiegłych lat wartość udzielonych kredytów oscylowała wokół 120 mld zł. W pierwszych miesiącach tego roku popyt na kredyty dla przedsiębiorstw będzie zdaniem bankowców nadal rósł, jednak tempo wzrostu będzie niższe niż w zeszłym kwartale.

Thursday, February 1, 2007

Pojawią się nowe oddziały bankowe

Konkurencja zmusiła banki do rozwijania sieci placówek - pisze "Dziennik". W tym roku powstanie kilkaset oddziałów. Takiej ofensywy bankowej nie było od lat.

Analitycy podkreślają, że jest to efekt ostrej konkurencji na rynku finansowym. Polskę zaleją nie tyle oddziały własne banków, ile placówki partnerskie otwierane na zasadzie franczyzy.

Banki coraz śmielej użyczają swojego szyldu osobom z zewnątrz. Analitycy podkreślają, że tak jest taniej, szybciej, wygodniej i bezpieczniej. Interes jest opłacalny dla przedsiębiorcy i banku. Michał Wiśniewski z jednej z firm doradczych twierdzi, że placówka franczyzowa jest nawet 10-krotnie tańsza od klasycznej.

Franczyza może powstać w lokalu już posiadanym przez przedsiębiorcę. Placówka spełnia wszystkie podstawowe funkcje oddziału bankowego, a to znaczy, że klient nie odczuwa między nimi żadnej różnicy. Nie ponosi też ryzyka, bo odpowiedzialność za działania franczyzobiorcy ponosi bank.

źródło: Dziennik.pl